wtorek, 31 marca 2015

SOWY TRZY

PIERWSZA SOWA

1.Chciałam bardzo serdecznie podziękować wam za komentarze! Kocham was normalnie (ale bez zobowiązań, ok ? xD)!  A tak bardziej oficjalnie, to dziękuję z całego serduszka (które jednak bije i to z każdym komentarzem coraz mocniej):
- oNyx Xyz (za skomentowanie tego czegoś, co śmiem nazywać kontynuacją Harry'ego Pottera)
- Emily Addams, która skomentowała jako pierwsza te, moje wypociny
- Magical (za miłe komentarze dodające skrzydeł :3)
- i Anonimowej LS (za długie, wyczerpujące komentarze ze swoją wspaniałą opinią i odpowiedzi na moje odpowiedzi (tak, wiem... dziwnie brzmi xD)




DRUGA SOWA

2. To już pytanie... A nawet dwa (szalejesz!)... Jakie chcecie rozdziały ? Krótkie, ale dodawane często, czy dłuższe, ale dodawane rzadziej ? I co myślicie na temat narracji pierwszoosobowej (czasami) ? I którego bohatera (jednego lub więcej) w takiej roli byście chcieli ? Hmmm... wyszło tych pytań trochę więcej, ale trudno ;) Weźcie proszę udział w ankietach na ten temat, które znajdują się na prawym pasku strony ;)




TRZECIA SOWA

3. Niestety jestem chora, więc pisanie rozdziału idzie mi dość... flegmatycznie :(  Ale postaram się napisać do niedzieli, gdyż to moje urodziny (5 kwietnia) xD Mam nadzieję, że wytrzymacie do tego czasu :P 


Pozdrawiam i całuję ;*


sobota, 21 marca 2015

1. Reprezentanci

31 sierpnia 2019 roku

Albus Potter zniecierpliwiony, od dobrych 15 minut czekał na swojego przyjaciela Scorpiusa pod sklepem swoich wujków (Magiczne Dowcipy Weasleyów). Nagle tuż przed nim deportował się Draco Malfoy ze swoim synem.
- Naprawdę nie rozumiem dlaczego chciałeś, żebyśmy deportowali się właśnie w TYM miejscu... - powiedział mężczyzna zaraz po wylądowaniu. Kiedy zobaczył młodego Pottera zawrzało w nim, ale spróbował się za wszelką cenę opanować. - Ach, teraz rozumiem Scorpiusie, ale dlaczego nie powiedziałeś mi, że umówiłeś się z ...hmm... Albusem ? - spytał syna, dając wyraźny nacisk na imię stojącego obok chłopaka. Jego młodsza, blond-włosa podróbka przewróciła oczami i odpowiedziała prowokująco:
- Bo wtedy byś się nie zgodził.
Draco spojrzał na Scorpiusa ze złością, ale zignorował tą wypowiedź, zwracając się do obu.
- Ja "niestety" muszę już iść. Życzę wam miłego dnia, chłopcy. 
Poprawił idealnie ułożony garnitur i odszedł w swoją stronę. Al spojrzał na przyjaciela pytająco, ale ten tylko machnął ręką wymijająco i spytał gdzie idą najpierw.
- Książki i inne przybory kupią mi rodzice, a Tobie pewnie jak zwykle mama... Hmmm może pójdziemy razem z moją siostrą do Ollivandera ? - spytał niewinnie, ale Scorpius i tak spojrzał na niego podejrzliwie; nigdy nie dał się nabrać na ten wyuczony, obojętny ton kolegi.
- A nie chodzi Ci przypadkiem o zobaczenie jego córki ? Przecież jesteś w niej taki zakochany...
- BYŁEM! W pierwszej klasie! Musisz mi to wypominać ? Przecież już mi przeszło...
- Al, oboje dobrze wiemy, że nie przeszło. Po prostu skończyła już szkołę i nie miałeś zbyt wielu okazji do zobaczenia jej. No, ale jeśli sprawi Ci to przyjemność to udam, że ci wierzę.
Albusowi  było głupio, że jego "sekret" się wydał, zwłaszcza że jego uczucia były irracjonalne - Geranne Ollivander miała 19 lat, a on był zwykłym, trzynastoletnim gówniarzem. Scorpius jednak jakby nie zauważył wyrazu jego twarzy i z miną męczennika ruszył w stronę sklepu z różdżkami. W środku oprócz nich dostrzegli jakiegoś chłopca wybierającego różdżkę i stojącą za nim rodzinę Potter. Harry widząc ich uśmiechnął się ciepło i przywołał ich ręką.
- Witaj, Scorpiusie! Jak Ci minęły wakacje ? - spytała Ginny, ale pod jej pytaniem podpisała się również reszta rodziny, oprócz Jamesa, którego po pierwsze z nimi nie było, a po drugie nie znosił on Ślizgona.
- Dziękuję, wydaje mi się, że dobrze, a Państwu ? - odpowiedział grzecznie, ale ci najwyraźniej go nie usłyszeli, zbyt zaabsorbowani małą Lily, która właśnie zaczęła rozmowę z Giroldem Ollivanderem - wnuczkiem poprzedniego właściciela Garricka, który sprzedawał różdżki za czasów młodości ojca Albusa i Scora. Girold był wysokim, smukłym panem w podeszłym wieku z dużymi, srebrnymi oczami o mądrym, badawczym spojrzeniu. Podobnie jak jego dziadek pamiętał każdą sprzedaną różdżkę, oraz jej kupca. Mężczyzna był bardzo gadatliwy i uprzejmy, odziedziczyły to po nim jego dzieci - dwudziestosześcioletnia Genevieve McClaud, obecna nauczycielka transmutacji, Gary będący Krukonem rozpoczynającym swój 6 rok nauki, oraz Geranne, która właśnie przyszła z zaplecza i grzecznie przywitała się z nimi. Scor kątem oka zauważył jak Albus niemal rozpływa się na jej widok i parsknął śmiechem, choć nie był pewny czy płacz nie byłby bardziej na miejscu. Przeniósł swoje uważne spojrzenie na dziewczynę i głęboko się zastanowił co może być w niej takiego niezwykłego. Niezbyt wysoka, zgrabna i wiecznie uśmiechnięta, a jedyne co mogło być u niej w jakiś sposób fascynujące to duże, srebrne oczy w dziwny, ale nad wyraz ładny sposób komponujące się z jej ciemnymi, prostymi włosami. Z powrotem spojrzał na przyjaciela i (dla jego dobra) wytargał go niemal siłą ze sklepu. Pech chciał, że wpadł prosto w ramiona swojej rodzicielki.
- Och, cześć mamo - przywitał się, ale bez większego przekonania.
- Ależ ty entuzjastyczny! Normalnie pozazdrościć - stwierdziła kwaśno, na co Scorpius uśmiechnął się pod nosem. Naprawdę bardzo lubił swoją mamę, była taka... taka inna niż reszta i to było super, choć oczywiście nie zawsze. Jego chwilowa radość przygasła, gdy spostrzegł stojącą za nią swoją młodszą siostrę. Westchnął niezadowolony i wtedy przypomniało mu się, że przecież Albus nigdy jej nie widział i nawet nie wiedział jak ma na imię. Cóż nie lubił się zbytnio chwalić, zwłaszcza nią.
- Al, to jest Josette. Moja siostra - brunet uśmiechnął się i wyciągnął w stronę dziewczynki rękę. Miło było mu w końcu ją poznać. Scorpius wspominał mu coś o rodzeństwie, ale nie za wiele, bo twierdził, że to tylko kara od Merlina za jego urodę.
- Miło mi Cię poznać, jestem Albus i zdaje się, że będziesz z moją siostrą na jednym roku.
Blondyneczka odwzajemniła uśmiech,ale kręcąc przy tym głową.
- Idę teraz na drugi rok - oznajmiła, a kiedy Al zmarszczył brwi nie rozumiejąc, dodała - Nie przyszłam do Hogwartu na pierwszy rok, bo miałam pewien wypadek i nie mogłam chodzić, dlatego uczyłam się w domu. W dodatku tylko teorii, bo rodzice nie chcieli bym dodatkowo zrobiła sobie, coś jeszcze różdżką.
- A nie zrobiłabyś ? - spytała pani Malfoy,unosząc jedną brew do góry. Jej córka uśmiechnęła się niewinnie, po czym obie pożegnały się i weszły do sklepu.

- Scor, dlaczego nie ma z nami Daniela ? - spytał Al, a Malfoy spojrzał na niego pytająco.
- Kto to Daniel ?
- Twój przyjaciel... - odparł niepewnie, nie wiedząc czy blondyn sobieżartuje, czy naprawdę nie wie o kogo chodzi. Scorpius zmarszczył brwi i zaczął zastanawiać się na głos.
- Ale ja mam tylko trzech przyjaciół... ty, Jamie i ... och... - nagle dotarło do niego, że pełne imię Danny'ego Zabini to właśnie Daniel. Pomimo, że nawet samemu właścicielowi imienia zdarzało się zapominać to chłopak był zażenowany i już miał strzelić ogromnego facepalma, kiedy uznał, że lepiej nie da nic po sobie poznać.
- Wyluzuj, Al. Żartuję przecież...
- Aha... Jaaaasneeee... A więc, gdzie Danny ?
- Wraca dopiero późnym wieczorem.
- Ale... - zmarszczył brwi - ...kto mu kupi książki i całą resztę rzeczy ? - spytał.
- Skrzaty, Albusie... skrzaty... - odpowiedział mu przyjaciel, pukając się w głowę, po czym obaj ruszyli w stronę lodziarni "Fortescue" nazwanej na cześć pierwotnego właściciela Floriana (teraz należała do jego córki).


1 września 2019 roku

- Malfoy Josette Narcyza! - drobna, jasnowłosa dziewczynka podeszła do Tiary i założyła ją siadając na stołku. Wstrzymała oddech, a jej starszy brat, którego wypatrzyła wśród wielu Ślizgonów, mimowolnie zrobił to samo.
- SLYTHERIN!!! - wykrzyknęła Tiara na całą salę, którą wypełniły oklaski i wiwaty Ślizgonów, nawet Scorpiusa, ktory choć niechętnie, musiał przyznać, że bardzo się cieszył z jej przydziału, choć już niekoniecznie z tego, że usiadła właśnie obok niego.
- Teraz Lily - powiedział mu Albus, a on dobrodusznie udał, że jest tym zainteresowany.
- GRYFFINDOR!!! - usłyszeli po chwili, a przygnębione westchnienie jej brata zagłuszył hałas od stołu Gryfonów. Mimo wszystko jego przyjaciele zauważyli, że coś jest nie tak. Dan, który uważał, że na poprawę nastroju najlepsze jest jedzenie, nałożył mu na talerz wszystko co miał akurat pod ręką, a Jamie Nott poklepał go pocieszająco po plecach, jednak tylko Malfoy się odezwał.
- Stary, przecież wiedziałeś, że tak będzie.
- No tak, ale wiesz... ja... - nie dokończył i na szczęście mógł to zwalić na dyrektora, który właśnie zaczął czytać ogłoszenia.
- W tym roku powitanie należy się nie tylko nowym uczniom. Chciałbym przywitać waszą nową nauczycielkę Starożytnych run - Danielle Avery. Zajmie ona miejsce profesor Vector, która odeszła na zasłużoną emeryturę - oznajmił Flitwick, obecny dyrektor Hogwartu. - Natomiast na miejsce naszej dotychczasowej bibliotekarki pani Pince, wejdzie wasza koleżanka, która stosunkowo niedawno ukończyła szkołę i na pewno wielu z was ją zna, a jeśli nie to przedstawiam wam Geranne Ollivander.
W Wielkiej Sali rozbrzmiały jeszcze głośniejsze oklaski niż poprzednio. W końcu kto nie znał wiecznie uśmiechniętej, pomocnej i bardzo uprzejmej Gery ? Znali wszyscy, a w szczególności Albus, który miał taką minę, że siedzący obok niego koledzy zaczęli się obawiać, że zaraz zemdleje. Jednakże nikt poza nimi nie zwrócił na to uwagi, a tym bardziej dyrektor, który zaczął kontynuować.

- Chciałbym również zapoznać was z pewnym turniejem sprawdzającym wasze umiejętności magiczne, który odbędzie się w Roman schola Magicae Hecate . Takie wydarzenie będzie miało miejsce po raz pierwszy i będzie powtarzane co trzy lata. Postanowiliśmy wraz z gronem nauczycielskim, że to Czara ognia wyłoni DWUDZIESTU reprezentantów Hogwartu. Dziesięciu uczniów i tyle samo uczennic. Z drugiego i trzeciego rocznika zostaną wyłonione po dwie osoby, a z pozostałych po cztery. I UWAGA, pierwszoklasiści NIE biorą udziału w tym wydarzeniu! - gdy tylko to powiedział po sali rozniosły się jęki zawodu, a szczególnie słychać było Lily i Hugo, którzy już się na to napalili. Flitwick mimo wszystko nie przerwał swojego wywodu i zignorował pomruki niezadowolenia uczniów. - Po kolacji niech wszyscy wrzucą do Czary kartkę z imieniem, nazwiskiem i swoim domem. To tyle jeśli chodzi o to wydarzenie. Ale zanim zaczniecie jeść, jak zawsze pragnąłbym wam przypomnieć, że żaden uczeń nie ma prawa wstępu do Zakazanego Lasu, a uczniowie pierwszej i drugiej klasy nie mogą odwiedzać Hogsmeade. Życzę smacznego!
Ledwie skończył, a wszyscy obecni zajęli się rozmową, przekrzykując się nawzajem. Nikt nie zwracał uwagi na jedzenie. Liczył się tylko ten cały konkurs.
- Muszę... po prostu muszę zostać wybrana - oznajmiła podekscytowana Rose.

- Nie masz szans, siostrzyczko.
- Hugo!
- No co ?

- To, że Ty nie możesz jechać, to nie znaczy, że ja nie mogę! I pojadę, zobaczysz!
- Dobra, nie złość się... Wierzymy w Ciebie - uspokoił ją i oboje uśmiechnęli się do siebie już pogodzeni.
- Też bym chciała pojechać, ale raczej nie mam szans... - stwierdziła markotnie Ella, rówieśniczka i jednocześnie dobra koleżanka Rose. - A jeszcze jakby oprócz mnie pojechał jakiś ładny chłopak z naszego rocznika to w ogóle!
- Masz kogoś konkretnego na myśli ? - zaciekawiła się Maddy, ich współlokatorka i najlepsza przyjaciółka Elli.
- Konkretnego chyba nie... Ale Twój kuzyn Rose jest niczego sobie. Ale niski bardzo... za to jego koledzy już bardziej wyrośnięci, a ciacha takie same jak on! Rosie, mogłabyś nas nieco bliżej poznać z całą czwórką! - zawołała podekscytowana taką możliwością, najwyraźniej nie widząc, że koleżanka aż się zakrztusiła sokiem z wrażenia.

- Mogę Cię poznać jedynie z Albusem, ale on nie jest zbyt towarzyski...
- Och, no weź! Wiemy, że Scorpius, Jamie i Danny są strasznie słodcy i pewnie chcesz ich mieć dla siebie, ale tak nie można weź się podziel!
Rose wstrząśnięta głupotą koleżanek i tym za kogo ją uważają, pokręciła jedynie głową i wyszła wzburzona z sali.



2 września 2019 roku

Następnego dnia lista uczestników była już wywieszona na drzwiach Wielkiej Sali i wyglądały następująco:



Rose mało nie wyszła z siebie ze szczęścia, ale gdy zobaczyła, że oprócz niej wytypowany został Scorpius, jej radość ulotniło się w jednej sekundzie. Nie lubili się i nie, to nie była trwała i przesiąknięta złem nienawiść jak w wielu świetnych opowieściach. Była to tylko najzwyklejsza niechęć i tyle w temacie. Przepełniona takimi myślami razem z resztą weszła do sali. 
Dyrektor Flitwick stał na krześle znajdującym się na podium, a w ręce trzymał listę uczestników konkursu. Gdy wszyscy usiedli zaczął ich wyczytywać oczekując, że podejdą i staną na środku tak, by wszyscy ich widzieli.
- Puchonka, Sarah Barkley, reprezentantka klasy piątej! - była to drobna, nieśmiała blondyneczka z okularami-kujonkami na nosie.
- Krukon, Sean Connolly, reprezentant również klasy piątej! - był bardzo spięty i wysoki, dlatego dziwnie wyglądał stojąc obok swojej koleżanki z jednego roku.

- Ślizgon, Lucas Creswell, reprezentant klasy siódmej! - nieco wyższy od swojego poprzednika i zdecydowanie przystojniejszy ze swoją blond czupryną i roześmianymi, niebieskimi oczami.
- Ślizgonka, Kelly Miles Derrick, reprezentantka klasy czwartej! - ładna i bardzo pewna siebie brunetka o bystrym spojrzeniu.
- Gryfon, Darragh Thomas Finnigan, reprezentant klasy siódmej! - brunet uśmiechnięty od ucha do ucha, ścigający i kapitan Gryffindoru w Quidditchu.
- Ślizgon, Marcus Flint II, reprezentant klasy czwartej! - czarne włosy i tak wredny wyraz twarzy, że aż szkoda o tym mówić. Potem zostało wymienionych jeszcze trzech uczniów i Filius Flitwick doszedł do rodzeństwa Malfoyów. Ludzie byli zdziwieni, gdyż do wczoraj sądzili, że Scorpius jest jedynakiem, ale na szczęście ale nich (bo Scor był w stanie zrobić im "krzywdę" gdyby nadal się tak na ich dwójkę gapili) zaczynali się już pomału przyzwyczajać. Inną niespodzianką było to, że reprezentantem trzeciej klasy został właśnie on, gdyż zdecydowana większość stawiała na jego przyjaciela Jamie'ego. Flitwick doczytał do końca, wymieniając w sumie CZTERECH Weasleyów. Ostatnią wyczytał Eris, czwartoklasistkę ze Slytherinu, starszą siostrę Daniela i pałkarkę w drużynie Quidditcha w swoim domu. Gdy już skończył przywołał ich ręką i wyprowadził z sali, by wszystko dokładnie wytłumaczyć. Tak, właśnie zaczęła się ta przygoda, która miała przynieść kilka ofiar, a jedna z nich właśnie wyszła za Flitwickiem, tylko... która z nich to była ?

piątek, 13 marca 2015

Prolog

30 sierpnia 2019 roku...

Brązowowłosa dziewczyna szła korytarzami wielkiego zamku, a odgłos jej kroków roznosił się echem po opuszczonej budowli. Słysząc głosy z końca korytarza zadrżała z zimna, ale i ze strachu. Dwaj rozmawiający mężczyźni weszli do pomieszczenia, zostawiając uchylone drzwi, na których wisiała tabliczka z napisem "Pokój nauczycielski". Zbliżyła się do nich najbliżej jak mogła i zaczęła podsłuchiwać.
- Dyrektorze... myśli pan, że to załatwi sprawę raz na zawsze...?
- Jestem tego pewny! A JA nigdy się nie mylę. Zapamiętaj to sobie, Ottavio.
- Tak, ale... skąd pewność, że akurat uczniowie Hogwartu, Czarfly, Durmstrangu i Beuxbatons...
- Nie musisz wiedzieć...
- Ależ, Richardzie! To mimo wszystko dzieci! Zdaję sobie sprawę, że przelew krwi jest konieczny, ale co jeśli to nie zadziała ? Jak wytłumaczymy kolejne zniknięcia ? Gdyby to jeszcze byli nasi uczniowie...
- To już jest na mojej głowie. Ty masz inne zadanie i radzę Ci się pospieszyć. Zanim przybędą reprezentanci pozostałych szkół, musimy złożyć ofiarę z co najmniej jednego czarodzieja.
- Z kogo tym razem...?
- Daję Ci wolną rękę, ale sugeruję aby tym razem wziąść jakiegoś ucznia z najmłodszej klasy... Tak, czysta, niewinna krew dwunas... - nie dokończył, gdyż na korytarzu rozległ się trzask. Pospiesznie wyjrzeli za drzwi i zobaczyli przewróconą dziewczyną wpatrującą się w nich z przerażeniem. Niższy z mężczyzn złapał ją brutalnie za ramię i usadził na krześle na przeciwko obojga.
- Co tu robisz ?! - warknął jeden z nich. - Ile słyszałaś ?! Gadaj!
- Spokojnie, Ottavio... Co prawda, mała i wścibska, ale nadal jest damą - oznajmił cicho, uważnie jej się przyglądając. Nagle uśmiechnął się szeroko jak dziecko, które przypomniało sobie tytuł ulubionej bajki.
- Panienka Travers, czyż nie ? - spytał z delikatnym uśmiechem szaleńca. Odwróciła twarz sugerując, że nie zamierza nic powiedzieć. Ucieszył się z tej reakcji i uśmiechnął jeszcze szerzej, po czym spytał:
- A, jaki masz przydział... panienko Travers ?
- Intemperantia, dyrektorze - odpowiedział za nią profesor Grimaldi - jej długoletni nauczyciel Astronomii.
- No tak, to wszystko wyjaśnia... Nieumiarkowanie... dom bandy idiotów bez zahamowań...
- Możliwe, ale przynajmniej nie Avarus, jak pan. Dom chciwości, który pewnie nakierował pana do zamordowania tylu uczniów! - Mężczyzna słysząc to, zacisnął zęby ze złości.
- Jak śmiesz ?! Nigdy nikogo nie zabiłem! Skąd w ogóle taki pomysł ?!
- Może z pańskiej wczorajszej rozmowy... - syknęła gniewnie, dopiero po chwili rozumiejąc swój błąd. Rok szkolny rozpoczynał się dopiero za dwa dni, więc j
ej nie powinno tu być, ani dzisiaj, ani tym bardziej wczoraj. A już na pewno nie powinna podsłuchiwać pod pokojem nauczycielskim. Dyrektor Freudenberg na powrót opanował się, patrząc na nią swoim typowym, pogardliwym wzrokiem z domieszką zauważalnej ironii. 
- No, no, no... rodzice nie nauczyli, że nie należy podsłuchiwać ? - spytał, po czym machnął ręką, jakby chciał odgonić muchę. - Nieważne, już i tak nie nauczą - stwierdził, zawierając w swojej wypowiedzi swego rodzaju groźbę. Wyczuwając ją dziewczyna przełknęła głośno ślinę i spróbowała uspokoić bijące głośno serce. W końcu, po dłuższej chwili odezwała się.
- Wie pan, ile osób zginęło już z pana ręki ? I po co to wszystko ?
- Obawiam się, że ta wiedza już Ci się nie przyda - odpowiedział z udawanym smutkiem. - Poza tym... - zawiesił dramatycznie głos - ... byłem pewny, że akurat Tobie nie będzie to przeszkadzać. Twoja rodzina ma bardzo krwawe dzieje, a jej brutalne tradycje trwają do dziś, mam rację ? - nie odpowiedziała i oboje wiedzieli dlaczego.
- Ilu masz braci ? Trzech ? Nie... pięciu... dwóch w tym roku idzie do szkoły... To aż dziw, że jeszcze wszyscy żyją... Ale spokojnie, moja droga, już niedługo... Może nawet jakoś im pomogę ? Powiedzmy, że na przykład zabiję tego najmłodszego na Twoich oczach, potem następnego i następnego... Aż w końcu zostawię tego najstarszego i imperiusem zmuszę go do zabicia Ciebie... Co Ty na to ?
- Nie waż się tknąć, któregokolwiek z nich!
- Oho... Ktoś się stawia! Jakie to wzruszające! 
- Czy... czy jeśli przemilczę tą całą "drobną" aferę zostawisz mnie i moich braci w spokoju ?
- Hmmm... jakby się tak zastanowić to... NIE. Zdecydowanie wolę Cię zabić, tak bez żadnych zobowiązań.
- A jeśli pomogę ? Jeśli uśpię czujność przybyłych z reszty szkół i będąc ich rówieśniczką, wybadam którzy się najlepiej nadają ? - spytała z desperacją w głosie. Freudenberg zatrzymał się w drzwiach i po rozmyśleniu tej propozycji zdecydował. Odwrócił się powoli i pomilczał jeszcze chwilę, by podtrzymać rosnące napięcie. W końcu uśmiechnął się wrednie i odpowiedział jej ledwie dosłyszalnym, lodowatym głosem:
- Witam w jednej drużynie, panno Travers.



Nie mam pojęcia, jak wyszło, ale mam nadzieję, że w miarę dobrze... Z początku nie miało być prologu, tylko krótki, ale zabawny, pierwszy rozdział. Potem jednak wpadłam na nowy, bardziej mroczny wątek i postanowiłam wpleść go w tą opowieść, która miała być głównie śmieszna, ale i odwzorowującą prawdziwe życie i problemy nastolatków... Dzięki temu tutaj może będzie bardziej magicznie ? No cóż zobaczy się... A jeśli prolog się nie podoba to przepraszam... Zabierałam się do niego kilka tygodni, a ostatecznie i tak napisałam go w kilka minut, choć oczywiście się starałam, no ale nieważne... Mam tylko nadzieję, że Ci którzy tu weszli zostaną na dłużej, a Ci którzy nie, no cóż, że kiedyś powrócą ;)